Mężczyzna i jego owce.
Jeżdżąc na Zaodrze czasami widywałam to stado, zawsze wtedy na mej twarzy rysował się uśmiech, bo jakoś tak pogodniej i nietuzinkowo się robiło. Owce w centrum miasta? no jak?! Dzisiaj to zupełny przypadek. Jechałam do przychodni, która mieście się zaraz obok rzeki. No i miła niespodzianka. 10 min do wizyty, ale wystarczyło na kilka zdjęć. Pies zaganiacz, to sprytna i inteligentna bestia. Jedna podopieczna chciała się ewakuować, ale została sprowadzona do parteru. Mężczyzna - pełen czil, brudną robotę robił jego pupil.
Zeszłam pod wał. Pies przybiegł od razu, obwąchał.. nie powiem, trochę mnie nastraszył, z jego pyska można było wyczytać coś w stylu: "czego tu szukasz?"... no ale w rezultacie dostałam przyzwolenie, by tam być. Odszedł.
Wiejski akcent w tej szarej miejskiej rutynie.
Ortopeda jednak nie będzie czekał. Wizyta, raptem 15 min. Wróciłam nad rzekę, ale pasterza już nie było.