2014/12/07

FAR FROM ANY ROAD






































Od przeszło godziny próbuję coś sensownego i mądrego tutaj napisać. Pojawiła się jednak jakaś solidna blokada, gruby mur, który trudno przebić. Im mniej piszesz, tym trudniej to przychodzi. W głowie zawsze mnóstwo myśli, które przelatują jak błyskawice. Ciężko je okiełznać i nad nimi zapanować. Złapać wszystkie i ułożyć w jedną spójną ze sobą całość. Jeden wielki bałagan. Myśli i słowa - dziś dwa przeciwległe bieguny.

Taki dzień jak ten (ba! wystarczy nawet godzina), to uczta dla duszy w najczystszej postaci. Opatulona w ciepłą kurtkę, czapkę, gruby szalik, ze śniegowcami na stopach komfortowo przemierzam piaszczystą i lekko zmrożoną plażę jeziora. Zawsze narzekam, że mi zimno, mam z tym odwieczny problem. Dziś mnie to nie dotyczy - mój mały cud! Wiele mi nie potrzeba. Radość czerpię z przebywania z tą dwójką. Tutaj panuje tak dziwny, harmonijny spokój, wewnętrzne ciepło. Wyciszam się. Elka mimo panującej niskiej temperatury śmiało wchodzi do wody. Po wyjściu z niej regularnie tarza się w piasku i wygląda jak bawiący się mały szczeniak. Oblepiona małymi drobinkami zwykle próbuje później wtargnąć do samochodu. Toczy się wówczas walka między nią, a kocem. Pojedynek zawsze przegrywa, nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej. I tak podczas powrotu wystarczy nam już charakterystyczna woń 'schnącego psa', która jest gorszą alternatywą zapachu wunder baum 'black classic'. Promienie słońca obecne przez całe popołudnie bardzo nas naładowały. Zapomniane ostatnimi czasy kalosze Roberta idealnie się sprawdziły. Obuwie stworzone dla takiego miejsca. Trochę błota, dużo piasku i jeszcze więcej wody. Idziesz i nie patrzysz, masz wolny umysł od przyziemnych zmartwień.
Wody znów jest tu coraz mniej. Raz w roku jest ona spuszczana ze zbiornika. W głębi ducha liczę na to, że zniknie w znacznym stopniu i stworzy się pewnego rodzaju pustynia. Zeszłej zimy doświadczyliśmy takiego 'zjawiska'. Niesamowite uczucie kiedy jesteś sam pośrodku pustego jeziora. Powierzchnia jest ogromna, bo stojąc na jednym brzegu próbujesz wzrokiem sięgnąć tego drugiego i naprawdę okazuje się to trudnym zadaniem.
Szalenie lubię miejsce o wdzięcznej nazwie 'kotwicowisko'. Klimat jak z północy. Dziesiątki łódek: dryfujących, leżących, poprzewracanych, wypełnionych wodą jak i lodem. Sceneria iście filmowa.
Tyle radości, a w dodatku mój azyl jest na wyciągnięcie ręki. Szczęściara.