Samochód zaczynasz traktować jak drugi dom, spędzasz tu większość czasu. Drogi kręte, drogi proste, drogi dziurawe, te żwirowe i z koleinami. Zawsze prowadzą do celu. Podróżuję tym razem jako pasażer, to daje mi możliwość analizy, obserwacji otoczenia. Zauważasz to, na czym zwykle nie masz czasu się skupić. Delektujesz się. Obrazy za oknem nieustannie się zmieniają. Mijasz szare domy, kolorowe budynki, działki, zagrody, pola, lasy, łąki. Jedziesz dalej. Natura. Powiew wiatru, krople deszczu na policzkach, promienie słońca delikatnie wkradające się do namiotu. Mimo tłumu turystów w zatłoczonych portach udało się odnaleźć upragniony spokój. Jestem zwolenniczką natury. Im dłużej żyję na tym świecie, tym bardziej tęsknię za tym co jest poza miastem. Zdecydowanie lepiej czuję się poza tym dzikim tłumem. Pęd mnie przeraża, wieczny chaos pogrąża i nie daje odpocząć.
Jezioro Śniardwy, Mazury. Nigdy wcześniej mnie tu nie było. Szybki wyjazd, trochę na wariackich papierach. 1500 km w 5 dni. Na dworze chłód, a w głowie pozorny spokój.
Rutyna ostatnio zeszła gdzieś na drugi plan. Różne wątki przeplatają się, trwają, zanikają. Codziennie mamy nowy dzień. Lepszy, gorszy, ale nasz własny. W głowie wciąż zasłyszane słowa i melodia.