Warszawa, Śródmieście. 3h przy kawie w przytulnej kawiarence My'o'My. To ostatnie spotkanie, przynajmniej w przeciągu następnych kilku lat. Alice (dotychczas pracująca dla Greenpeace) kupiła bilet w jedną stronę i wyjeżdża w świat 26/01/12. W planach Ameryka Północna, Południowa, Środkowa, Azja, Afryka.. Jedna wielka niewiadoma. Jej losy możecie śledzić na stronie The girl who travelsoraz na kanale Youtube.
Lampa Berger. Lampa zapachowa, wynalazek francuskiego aptekarza Maurice Bergera, opatentowana została w 1898 roku i do dziś produkowana jest zgodnie z jego projektem. Ambasadorką lampy była niegdyś sama Coco Chanel.
Warto zapoznać się z jej historią:
O istnieniu lampy berger powiedziała miMagda, namówiła mnie również do jej zakupu (dziękuję!). Zdecydowałam się na bardziej klasyczny i uniwersalny model pasujący w zasadzie do każdego wnętrza. Fantastyczna na prezent! Można ją dostać w sklepach firmy Rosenthal, jak i internetowym sklepie www.lampeberger.com.pl
Sklep oferuje ogromny wybór wzorów.. również tych kolekcjonerskich (kwota za sztukę naprawdę zawrotna), duża różnorodność w wyborze perfum, którymi się wypełnia lampę: orientalne, orzeźwiające, owocowe, etc. W moje ręce wpadł zapach "Cud Nepalu", który mocno jest nasączony elegancją. Polecam! W tym momencie wszystkie kadzidełka, olejki zeszły na dalszy plan:)
Shawky B. był naszym kierowcą po pustkowiach Półwyspu Synaj. Zwinnie przedzierał się swoim jeepem miedzy jednym, a drugim wąwozem. Tak ogromnego poczucia humoru dawno u nikogo nie widziałam. Kierowca i przewodnik w jednej osobie. Dzięki niemu przywiozłam do PL owoc znaleziony na pustyni, który rzekomo leczy reumatyzm. Pokazał też krzak, z którego można zaparzyć całkiem smaczną herbatę. Ok.. do dziś mam w głowie, tę arabską muzykę, która na cały regulator brzmiała w samochodzie. Śpiewał, tańczył, kręcił kierownicą, wszystko to jednocześnie. Jest moim idolem. Amen.
Naama Bay. Sharm el-Sheikh, Półwysep Synaj. 'For free, for free' (czyt. zapłać 5$). Po 5 minutach przekonywania, że nie chcę nic z cudownych niebiesko-czarno-zielonych koralików na rękę.. wyciągnęłam aparat i.. (on zawsze pomaga) dostałam prezent.. zupełnie za darmo.To nic, że niebieskie, to nic, że kiczowate, nieważne, że mam czegoś takiego na pęczki w domu (bo albo kupowała mama, albo babcia, albo ciocia dawała w prezencie). Bransoletka, to bransoletka, ale egipska!;) Dziewczyny szeroko i szczerze się uśmiechnęły. Pozować też lubią. Czułam się jakbym je okradła, bo przecież nie ma nic za darmo.. szczególnie w mieście gdzie żyje się z turystyki i handlu.. bo dlaczego siedziały na ulicy, a nie w szkolnej ławce?